START / INFO - BLOG / Niech się przyzwyczają do …

Niech się przyzwyczają do …

„Wie Pan – byłam ostatnio u lekarza, mam wspaniałą Panią doktor, która mi powiedziała, że jak na swój wiek to wspaniale się trzymam – oznajmiła uradowana Pani Maria.
– Ooo! Udało się Pani zobaczyć z lekarzem? Zapytałem zaskoczony.
– Nie, rozmawiałam przez telefon, ostatnio widziałam się z Panią doktor w lutym. Ale dzwonię regularnie bo leki muszę brać. Wie Pan, teraz ta epidemia to nawet nie chcę chodzić do przychodni, ale leki to mam do domu bo mi córka przynosi, no i receptę mam przez telefon… Pytałam też kiedy zrobić następne badania, bo poprzednie miałam w lutym… ale dobrze się czuję.”

To fragment rozmowy telefonicznej, którą nie tak dawno przeprowadziłem z Panią Marią. Pani Maria ma 84 lata i problem z tarczycą, ciśnieniem i cukrem, ale jest szczęśliwa bo czuje się zaopiekowana przez system i „swoją” Panią doktor. I na tym to  polega. Ma się czuć zaopiekowana. Ma mieć poczucie bezpieczeństwa – tak jak reszta społeczeństwa. To po to powstają tymczasowe narodowe szpitale – z pozoru dla pacjentów, ale faktycznie po to – żeby były, żeby dawały poczucie bezpieczeństwa że są, że jest jeszcze ostatnia deska ratunku… Taka prosta socjotechnika.

A jaka jest rzeczywistość? Odwołane planowe zabiegi i operacje, brak dostępu do diagnostyki i leczenia stacjonarnego, teleporady wypierające tradycyjne konsultacje lekarskie, a z powodu braków w personelu – prowizoryczna opieka nad chorym w szpitalach – to jest rzeczywistość. To jest ta druga strona medalu najbardziej odczuwana przez najdroższych dla systemu – przewlekle chorych i wszystkich najczęściej korzystających z leczenia – Polaków powyżej 60 roku życia…

Ale tej drugiej strony medalu nikt z Państwa nie chce przecież oglądać. Wypieramy rzeczywistość, bo chcemy wierzyć, że nasi lekarze są najlepsi na świecie, że nasze pielęgniarki jak cyborgi są w stanie w pojedynkę uporać się z 60 pacjentami na oddziale…  A gładkie słowa polityków wtórują naszym pragnieniom – Nie jest jeszcze tak źle… i społeczeństwo to łyka.

Ale społeczeństwo zawsze “to” łykało, bo nigdy nie chciało skonfrontować się z prawdą, że polska ochrona zdrowia to tak naprawdę walka o przetrwanie – pacjentów, lekarzy, pielęgniarek, ratowników – wszystkich wrzuconych do tego worka… Dopiero teraz, jak bardzo jest źle widać na… cmentarzach – bo pewnej statystyki nie da się oszukać – to te cholerne zgony których nie da się ukryć.

Można ukryć ludzkie dramaty za drzwiami szpitali zamykając je przed rodzinami i prasą. Można zamknąć usta personelowi dodatkowymi pieniędzmi… Ale jak ukryć te tysiące, setki tysięcy zgonów które są przed nami? Ale jak ukryć te zgony?

Ukryć? – Tak, ukryć bo wyeliminowanie tych tysięcy zgonów po prostu politykom i systemowi się nie opłaca.

Obecnie tygodniowo umiera 16 tyś Polaków – to o 50 % więcej niż rok temu. W Polsce aż o 150 % wzrosła śmiertelność osób powyżej 70 roku życia… Gdyby ten poziom się utrzymał przez rok – zmarłoby ponad 700 tyś Polaków, w większości osób starszych i schorowanych. To dramaty tysięcy rodzin i tygodnie żałoby, ale dla budżetu to gigantyczna oszczędność bo 70% wydatków ZUS to wypłaty emerytur. W ciągu trzech lat, po podwyższeniu wieku emerytalnego przybyło milion nowych emerytów, a ogólna liczba wypłacanych emerytur przekroczyła 6 milionów. Wydatki na emerytury w 2020 r. to 177,4 mld zł natomiast przychody tylko 148,8 mld. – deficyt miał więc wynieść prawie 30 mld… Aż przyszła choroba – dla jednych dramat, a dla budżetu? …

Dlatego sytuacja będzie się zmieniała bardzo powoli, bo po co ukrywać coś czego nie da się ukryć. Lepiej działać powoli – aż jako społeczeństwo przyzwyczaimy się do tego, że ludzie umierają.
Umierają – bo każdy musi umrzeć, był chory – to umarł…

Top
stat4u